czwartek, 21 września 2017

Wicher (The Wind) z 1928r. - podsumowanie niemego westernu

Epoka kina niemego to okres trudny do okiełznania z kilku powodów. Po pierwsze nie było dźwięku – co dla człowieka urodzonego i wychowanego w epoce filmów udźwiękowionych stanowi sporą barierę percepcyjną. Trzeba się przestawić na zupełnie inne fale odbioru i uruchomić rzadziej używane sensory. Trzeba też uzbroić się w cierpliwość i zrozumienie czasu, bo można trafić na zaskakujący naturalizm, brutalność i ksenofobię. Np. znęcanie się nad zwierzętami jak w Milioner z rodeo (Cowboy Millionaire) z 1909r. Francisa Boggsa. Albo poniżanie Afroamerykanów (a w zasadzie pomalowanych na czarno Białych) jak w wyżej wymienionym filmie lub w Napadzie w Górach Skalistych (From Leadville to Aspen: A Hold-Up in the Rockies) z 1906r. Francisa Mariona.
         Po drugie tych filmów powstały tysiące. Fajny jest początek studiowania kina niemego, idąc chronologicznie. Pierwszy rok – cztery czy pięć westernów; drugi rok – kilka kolejnych, trzeci rok parę następnych; czwarty kilkanaście; rok 1925 – dwieście siedemdziesiąt dwa westerny! etc. Ta filmowa bomba wybuchła jak pęknięty atom, a twórcza inflacja szła z postępem geometrycznym i w pewnym momencie, mimo szczerych chęci, poległem, dalszą drogę przechodząc prowadzony za rękę przez wcześniejsze pokolenia krytyków. Jeśli komuś kiedyś uda się obejrzeć wszystkie nieme westerny, to stanie się moim największym idolem.
         Po trzecie jest coś niepokojącego w spędzaniu bitych kilku miesięcy na eksploracji taśm sprzed wieku. W epokach klasycznej i post-klasycznej nakręcono jeszcze więcej westernów i z każdym kolejnym dniem poświęconym na oglądanie kina niemego miałem poczucie zmarnowanego czasu, który mogłem wykorzystać na robienie tego samego tylko w najlepszych latach Hollywood. Ostatecznie takiego poczucia nie mam, bo czuję, że to było brakujące ogniwo mojej literacko-westernowej perspektywy i teraz wycieczki do późniejszych epok nabiorą nowego znaczenia.
         No i po czwarte jakość – mnóstwo zachowanych filmów, mimo ciekawej fabuły i zaskakujących efektów wizualnych, nie spełni oczekiwań dzisiejszego widza pod względem jakościowym. Np. tylko wariaci będą w stanie obejrzeć ponad czterdziesto-minutową Ostatnią walkę Custera (Custer's Last Fight) z 1912r. Thomasa Ince'a będącą pierwowzorem dla dziesiątek późniejszych filmów o kontrowersyjnym amerykańskim dowódcy. Albo niespełna półgodzinny Napad na bank (The Bank Robbery) z 1908r. Williama Tilghmana, w którym osobiście gra sławny bandyta All Jennings. Czy niemal godzinny Celny Strzał (Straight Shooting) z 1917r. - najstarszy zachowany western Jacka Forda. To bardzo ciekawe filmy, ale zachowały się naprawdę słabe kopie.
         Tak więc pierwszy etap romansu z niemym kinem uważam za zamknięty – muszę trochę odpocząć i zająć się innymi epokami. Będę wracał do początków jeszcze wielokrotnie i myślę, że moje opinie zdążą się w międzyczasie zestarzeć. Na razie napiszę tylko, że z tego kotła czarownic wyklarował mi się podział na trzy główne okresy:

         Okres przed-fabularny (1894 – 1914) czyli od pamiętnych nagrań ze studia Thomasa Edisona z udziałem Siouxów aż po rok 1914, kiedy to powstały pierwsze pełnometrażowe westerny, w tym najstarszy zachowany pt. Mąż Indianki (The Squaw Man) Cecila DeMille'a. Pośród najciekawszych filmów okresu przed-fabularnego znajdą się głównie westerny Davida W. Griffitha, bo to chyba najbardziej utalentowany twórca epoki kina niemego. Zapadają w pamięć indiańskie antywesterny Zmierzch Czerwonoskorych (The Red Man's View) z 1909r. i Ramona z 1910r. - oba filmy z dużą dozą wrażliwości na los rdzennych mieszkańców Ameryki; osadniczo-kawaleryjskie Ostatnia kropla wody (The Last Drop of Water) z 1911r., Żołnierska krew (Fighting Blood) z 1911r., Masakra (The Massacre) z 1912r., które zadziwiają rozbudowaną scenografią, ilością statystów i zwierząt, a także pomysłowością reżyserską. Co jeszcze? Napad na ekspres (The Great Train Robbery) z 1903r. Edwina Portera – wiele się mówi o fabule i cechach tego filmu, ale rzadko zauważa się, że jest on zachowany w naprawdę niezłej jakości jak na tamte lata; przy okazji warto też obejrzeć Napad na mini-ekspres (The Little Train Robbery) z 1905r. tego samego reżysera, który to film jest prawdopodobnie pierwszą westernową parodią; Poświęcenie Białego Jelenia (White Fawn's Devotion) z 1910r. Jamesa Younga Deera, czyli najstarszy zachowany western nakręcony przez Indian. W ramach ciekawostki można obejrzeć filmiki z wygłupami Broncho Billa, których zachowało się sporo, choć osobiście nie rozumiem ich ówczesnej popularności.

         Okres fabularny (1914 – 1923) od wyżej wymienionego kamienia milowego aż do pierwszego epickiego obrazu o dzikim zachodzie czyli Karawany (Covered Wagon) Jamesa Cruze'a. Z tego okresu wiele nie wymienię, bo to u mnie wciąż czarna dziura i azymut kolejnej wycieczki poszukiwawczej, którą planuję za jakiś czas. Na pewno warto przeanalizować Męża Indianki (The Squaw Man) z 1914r. czyli debiut Cecila DeMille'a, bo to kamień milowy kinematografii; także inny znany western tego reżysera z 1914r., a mianowicie Wirgińczyka (The Virginian) - oba z Dustinem Farnumem. Zdobywców (The Spoilers) z 1914r. Collina Campbella, czyli pierwowzór wielu późniejszych adaptacji powieści Rexa Beacha o gorączce złota na Alasce - niestety to film dosyć długi, a nie znalazłem dobrej jakościowo kopii. Bramy piekła (Hell's Hinges) z 1916r. Williama Harta – jeden z najbardziej pesymistycznych westernów epoki kina niemego. Wzorcowym przykładem westernu o szeryfie z trudną przeszłością jest inny film Harta: Szeryf z Yellow Dog (The Return of Draw Egan). Psychofanom Johna Forda polecam analizę początków jego kariery czyli Celny Strzał (Straight Shooting) i Kowboj w Nowym Jorku (Bucking Brodway) oba z 1917r.

         Złoty okres (1923 – 1928) czyli czas, gdy powstały najwybitniejsze nieme westerny: od wcześniejszego kamienia milowego do pierwszego westernu udźwiękowionego W starej Arizonie (In Old Arizona) z 1928r. Irvinga Cummingsa i Roula Walsha. Golden age to wcześniej wymieniona Karawana Cruze'a - w epicki sposób obrazująca wędrówkę osadników z Kansas do Oregonu; Pony Express z 1925r. tego samego reżysera, opisujący dzieje słynnej poczty konnej kursującej w latach 60'tych między Kalifornią i Missouri. Żelazny koń (Iron Horse) z 1924r. zrealizowany z rozmachem, choć przesiąknięty narodową i anty-indiańską propagandą pełnometrażowy debiut Johna Forda; Trzech złych ludzi (3 Bad Men) z 1926r. tego samego reżysera – lepszy od debiutu obraz wyścigu po ziemię na terytorium Dakoty; Synowie prerii (Tumbleweeds) z 1925r. Williama Harta, czyli jeden z najwspanialszych westernów epoki niemej, opowiadający o ujarzmianiu ostatnich wolnych połaci prerii – ten film zaliczam do mojego osobistego Top3; Jeźdźcy purpurowego stepu (Raiders of the Purple Sage) z 1925r. Lynna Reynoldsa, podejmujący tematykę zemsty i bezprawia; Napad na K & A ekspres (The Great K & A Train Robbery) z 1926r. Lewisa Seilera – brawurowo zrealizowany western sensacyjny z dużą dozą poczucia humoru.

         Jednak bezwzględną koronę pośród niemych westernów zdobywa u mnie Wicher (The Wind) z 1928r. w reżyserii Victora Sjostroma. Ten pierwszy wielki western psychologiczny to nie tylko jeden z najlepszych filmów o dzikim zachodzie epoki kina niemego, ale w ogóle arcydzieło kinematografii. Począwszy od niezapomnianej gry Lillian Gish i Larsa Hansona, poprzez zadziwiającą realizację i efekty specjalne, aż po przeszywającą umysł wizję zachodu przedstawioną oczami cierpiącej na ankraofobię młodej dziewczyny ze wschodu. Nie ma co gadać – Wicher to pozycja obowiązkowa dla każdego kinomaniaka i trzeba go po prostu obejrzeć.
         Jest to historia młodej dziewczyny imieniem Letty (rewelacyjna Lillian Gish). Jej beztroski żywot w Wirginii zostaje przerwany śmiercią rodziców. Rodzinna tragedia zmusza niewinną, naiwną Letty do przeprowadzki do Teksasu, gdzie mieszka jej kuzyn Beverly (Edward Earle). Niestety wizja przyjęcia z otwartymi ramionami w nowej, wspaniałej krainie okazuje się mrzonką. Dominująca w małżeństwie brata żona Cora (niezła Dorothy Cumming) upatruje w przyjeździe pięknej Letty spisek mający na celu odebranie jej męża. Szybko zniechęca szwagierkę do pobytu w ich domu. Letty, rozczarowana odrzuconą propozycją małżeńską przez bogatego ranczera Roddy’ego (Montagu Love), bez środków do życia zostaje zmuszona wyjść za mąż za jednego z rubasznych sąsiadów – prostego kowboja imieniem Lige (genialny Lars Hanson). Niedopasowane małżeństwo, surowe warunki życia i nieustannie wiejący wiatr sprawiają, że młodzi ulegają przeobrażeniu. Lige poważnieje i staje się twardym człowiekiem zachodu. Z kolei cierpiąca na lęk przed wiatrem Letty powoli popada w szaleństwo...
         Warto pochylić się nad kwestią samego wiatru, który jest tu jednym z głównych bohaterów. Wieje bez przerwy. Momentami słabiej, czasem mocniej, ale nie ma chwili bez wichru i nawiewanego przez niego piachu. Jest taka pamiętna myśl Letty, która idealnie obrazuje klimat filmu, a zarazem nabrzmiewającą u bohaterki schizofrenię:

I tylko wiatr i piach, i piach, i wiatr. Dziś, jutro, na zawsze...

         Doczytałem, że aby osiągnąć ten efekt ustawiono na kalifornijskiej pustyni Mojave osiem samolotów, których śmigła wirowały w trakcie zdjęć. Tym samym ekipie pracującej nad Wichrem należą się gromkie brawa za wytrwałość i pomysłowość. W ramach ciekawostki można dodać, że w tym filmie po raz pierwszy w historii zobrazowano nadejście tornada! Jest tu też wiele innych efektów wizualnych i dźwiękowych, które wzmagają klimat przenikliwego strachu i obłędu.
         Jeśli chodzi o Lillian Gish, to ja widziałem ją przede wszystkim u Griffitha (Narodziny narodu, Nietolerancja). Pamiętam też jej występy w westernach dźwiękowych (Pojedynek w słońcu, Nie do przebaczenia). Udział w The Wind był nietypową dla niej rolą: odejście od schematu niewinnego podlotka na rzecz kreacji dramatycznej (choć nie pierwsze, bo miewała już dramatyczne role, jak choćby Złamana Lilia (Broken Blossoms z 1918r.). Okazało się to to dobrą decyzją, bo Gish zagrała świetnie. Mając za narzędzia wyrazu tylko pozy i mimikę, pokazała poprzez swą bohaterkę niemoc, lęk i obłęd jakich nie powstydziłyby się postaci z filmów Hitchcocka i Polańskiego.
         Duże uznanie też dla Larsa Hansona. Co prawda jego bohater Lige to w porównaniu z Letty postać drugoplanowa. Tym niemniej metamorfoza jakiej doznaje po „małżeńskim rozczarowaniu” to aktorski majstersztyk. Jakby w tym filmie grało dwóch różnych facetów.
         I na koniec najważniejsza kwestia. Wizja dzikiego zachodu o skali iluzji, jakiej trudno doświadczyć nawet u największych westernowych artystów. W Wichrze dostajemy ponury obraz miejsca, gdzie nie da się normalnie żyć, ale wcale nie jest to zasługą bandytów, Indian, wielkich hodowców bydła, przemysłowych potentatów, kolejowych baronów, a nawet głodu, bezeceństwa czy egipskich plag. Prostota zastosowanych narzędzi przekazu daje Sjostromowi przewagę nad innymi antypoetami obrazu, bo u niego pierwiastkiem zakrzywienia jest najbardziej pospolity żywioł – wiatr. Ten surrealizm da się z łatwością pojąć i usprawiedliwić. To nie Teksas jest mroczny, wietrzny, surowy, halucynogenny i okrutny. On taki jest tylko w oczach dotkniętej lękiem przed wiatrem Letty. Czyli w oczach, którymi widzimy go wraz z nią...
         Oglądając, zastanówcie się na tym i po seansie dajcie znać, czy też tak to widzicie.

         Gorąco polecam.


2 komentarze:

Simply pisze...

Sjostrom to jeden z pionierów i innowatorów kina, twórca szwedzkiej szkoły narodowej , taki ichni Griffith. Miał już wtedy na koncie takie arcydzieło , jak ,, Furman Śmierci'' ( 1921 ). ,, Wicher'' to bodaj pierwszy miks westernu z horrorem.

AndrzejB pisze...

No Sjostrom od 1924r kręcił w Hollywood to można powiedzieć, że już wtedy był "Amerykańcem" ;).
Czy połączenie westernu z horrorem? No ja bym bardziej powiedział, że to western psychologiczny z elementami grozy. Bo choć, owszem, są w filmie typowe dla horroru elementy nadprzyrodzone (duch mustanga, rzekomy trup Roddyego), ale tak naprawdę to nie są elementy fabuły tylko halucynacje Letty wywołane wiatrem. Tym niemniej atmosfera grozy jest tu jak na western ponadprzeciętna.

Prześlij komentarz