poniedziałek, 20 listopada 2017

Hombre - 1967r. i Wrota Niebios (Heaven's Gate) - 1980r.

Poniższy tekst to fragment szerszego, zbiorowego artykułu, który ukazał się na blogu Kinomisja.pl pod tytułem Antywestern, mon amour jako zbiór wybranych tytułów dotyczących westernów rewizjonistycznych:

Hombre – 1967r.
Reżyser: Martin Ritt

Martin Ritt to reżyser rzadko kojarzony z filmami o dzikim zachodzie. A jednak w filmie Hombre z 1967r. osiągnął coś, czego mogą mu pozazdrościć bardziej rozpoznawalni koledzy po fachu. Ten spokojny, momentami apatyczny western, nakręcony na podstawie powieści Elmore'a Leonarda, ma w sobie niezwykłą siłę obrazu i ponadczasowy przekaz. Moc czerpie z dwóch głównych atrybutów: świetnych zdjęć autorstwa Jamesa Wonga Howe'a, którego praca sprawdzała się w produkcjach, gdzie klimat grał kluczową rolę. Warto wymienić Ściganego Raoula Walsha z 1947r. i Barona Arizony Samuela Fullera z 1950r., które to filmy też działy się na dzikim zachodzie, ale klimatem i przekazem mijały się z głównym nurtem gatunku. Drugim i najważniejszym atrybutem filmu Ritta jest gra Paula Newmana. Jego bohater, John Russel, nazywany Hombre, to biały mężczyzna wychowany w rezerwacie Apaczów. Jest to postać, która na twarzy wymalowaną ma całą historię eksterminacji rdzennych mieszkańców Ameryki i to kamienne, smutne lico jest obrazkiem z jakim się nie spotkałem przed wykonaniem Newmana. John wie o rzeczach, o których nowi panowie pogranicza nie mają pojęcia lub nie chcą mieć. Jako pół-Biały gardzi swoimi ziomkami, ale jako pół-Apacz jest gotów się dla nich poświęcić. Ten western ma w sobie sporo ciekawostek, które zainteresują miłośników filmów indiańskich. Czerwonoskórzy towarzysze głównego bohatera w tym ponurym uniwersum po prostu są. Nic więcej. Zepchnięci do marginesu, wyobcowani, głodni, zniechęceni do jakichkolwiek poświęceń czy zrywów narodowowyzwoleńczych...




Wrota Niebios (Heaven's Gate) – 1980r.
Reżyseria: Michael Cimino

O ile Hombre reprezentuje początkowy okres rewizji, o tyle film Wrota niebios (Heaven’s Gate) z 1980r. Michaela Cimino to już zmierzch wzorcowego antywesternu. Zmierz w przenośni i dosłownie. Dlaczego w przenośni? Bo akcja filmu dzieje się w latach dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku, w okresie zawieruchy społeczno-emigracyjnej. Pionierzy wild westu są już bogatymi przedsiębiorcami i wielkimi hodowcami bydła, a ich synowie absolwentami Harvardu. Dlaczego dosłownie? Bo klapa finansowa obrazu Cimino zachwiała branżą filmową. Doprowadziła do upadku legendarną wytwórnię United Artists, założoną jeszcze w latach 20’tych, między innymi przez pionierów westernu D.W. Griffitha i Mary Pickford. Musiała minąć dekada, żeby ktoś zdecydował się na wyprodukowanie ambitnego filmu o dzikim zachodzie (1990r. - Tańczący z wilkami). Ale zostawmy w spokoju osobistą porażkę Michaela Cimino, bo wbrew krytycznym opiniom jego film jest piekielnie ciekawy pod wieloma względami. Wrota niebios to interesująca, choć naciągana historycznie, wariacja na temat wojny w hrabstwie Johnson w Wyoming. Wojny między wielkimi hodowcami bydła, a nową falą europejskich emigrantów. Bardzo mocną stroną filmu jest nominowana do Oscara, rozdmuchana do granic możliwości scenografia (zupełnie jak to bywało w filmach Griffitha). Nawet w europejskich westernach nie przedstawiano dzikiego zachodu w tak europejskich barwach jak tu. Błotniste, kamieniste pola, obrabiane przez nieznające angielskiego wdowy z dziećmi. Tłoczące się w drewnianych budach setki przerażonych Ameryką migrantów, niczym w obozach koncentracyjnych. Ludzie reprezentujący multum kultur; posługujący się dziesiątkami języków. Istna wieża Babel. Korupcja i niesprawiedliwość, której przeciwstawić się mają odwagę nieliczni. To bardzo przejmujący obraz – z typowym dla Michaela Cimino naciskiem na obyczajowość i codzienne życie zwykłych ludzi.