niedziela, 12 marca 2017

Ramrod - 1947r

Ramrod to western z 1947r wyreżyserowany przez Andre De Totha, a zarazem ekranizacja powieści Luke'a Short'a pod tym samym tytułem. Używany gdzieniegdzie polski tytuł "Wycior" mnie nie przekonuje, bo słowo 'ramrod' oznacza zarządcę na dużych ranczach - w tym wypadku wierne tłumaczenie z angielskiego nie ma nic wspólnego z intencją twórców. Ostatnio miałem okazję obejrzeć go po raz pierwszy i bardzo się z tego cieszę, bo film okazał się wyjątkowy bod wieloma względami, ale po kolei:
         Akcja dotyczy wojny między hodowcami bydła. Miejscowy potentat Frank Ivey (Preston Foster) nie zgadza się, by jego konkurent Walt Shipley (Ian MacDonald) zrealizował przedsięwzięcie polegające na sprowadzeniu do doliny dużego stada owiec, a tym samym podziału pastwisk. Brutalne metody Franka i brak reakcji miejscowych doprowadzają Walta do decyzji o wycofaniu się z pomysłu i wyjazdu z miasteczka. Ranczo i stada w spadku otrzymuje jego narzeczona Connie Dickason (świetna Veronica Lake), której ojciec od lat sprzyja Frankowi i próbuje namówić córkę do wyjścia za niego za mąż. Drobna, osamotniona niewiasta, wbrew zdrowemu rozsądkowi i woli ojca, a także ku wściekłości Franka Ivey, podejmuje decyzję o kontynuowaniu wizji narzeczonego. Chcąc stać się niezależną kobietą, przejmuje ranczo i zatrudnia jako zarządcę Dave'a Nasha (świetny Joel McCrea) – ex alkoholika próbującego zacząć wszystko na nowo. Wspólnie zbierają garstkę ludzi mających na pieńku z Frankiem. Zaczyna się bezwzględna wojna o wpływy.
          Wśród opinii dotyczących Andre De Totha można znaleźć i takie, że był on wcześniejszym wcieleniem Sama Peckinpaha. I faktycznie Ramrod aż kipi antywesternem. Pełno tu brutalnych scen i niejednoznacznych postaci. W czasie seansu prawie każdy dostaje kulkę, a przynajmniej mocny łomot. Ginie mnóstwo bohaterów; wielu z nich jest rannych lub pobitych. Nie ma tutaj postaci całkowicie dobrych, a jeśli tacy są to giną lub wyjeżdżają z miasta już na samym początku. Mamy za to bohaterów słabych mentalnie - zarówno takich, którzy łatwo uciekają z pola bitwy, jak i tych, którym ciężko pozbyć się uzależnień.
         Po obu stronach konfliktu znajdziemy lepszych i gorszych, po obu stronach wyczuwamy też bezwzględną determinację. Metody stosowane przez Franka, choć bezkompromisowe i proste, nie ustępują w skuteczności i brutalności metodom podstępnej, manipulującej mężczyznami Connie. Główną damską bohaterkę trudno tym samym nazwać protagonistką. To przykład femme fatale, która dla władzy i zysku jest w sanie poświęcić ludzi i bydło, wykorzystując seksapil i uczuciowe zawiłości. Jedynymi osobami, które chcą konflikt rozwiązać zgodnie z prawem są szeryf Jim Crew (świetny Donald Crisp) oraz Dave Nash. Gdy ten pierwszy zostaje uwikłany w intrygę Connie i zamordowany – drugi zmienia pokojowe nastawienie i chwyta za broń.
         Rzadko mi się zdarza obejrzeć western, którego wcześniej już gdzieś, kiedyś nie widziałem, a który wywrze na mnie tak duże wrażenie. Nie ma się tutaj w zasadzie do czego przyczepić. Historia jest ekscytująca, co zawdzięczamy umiejętnościom pisarskim autora książki czyli Luke'a Short'a. Sfilmowana w sposób wiarygodny i wciągający, z naprawdę niezłymi czarno-białymi zdjęciami. Zdecydowanie widać tu wpływ filmu noir i za taki Ramrod jak najbardziej może uchodzić. Reżyser nie trzyma się utartych westernowych schematów, wyprzedzając nieco swój czas i tworząc obraz psychologiczny. Aktorzy dają popis niezłych umiejętności z Joelem McCreą i Veroniką Lake na czele. Ale pochwalić należy całą resztę obsady. Począwszy od grającego szeryfa Donalda Crispa; poprzez Don'a DeFore wcielającego się w rolę cwanego i brutalnego Billa – kumpla Dave'a; aż po drugoplanową rolę Lloyda Bridgesa grającego niejakiego Reda – kowboja na usługach Franka Ivey.

         Filmów o spędach bydła, o hodowcach, ich problemach i konfliktach nakręcono na przełomie lat 40'tych i 50'tych mnóstwo. Wystarczy wymienić Montanę z 1950r., gdzie też poruszono temat owiec. Krwawy Księżyc z 1948r. opowiadający o starciu drobnych hodowców ze spekulantem najmującym płatnych zabójców. Czy choćby Kanion Bezprawia z 1950r., w którym wojna między ranczerami a skorumpowanymi przedstawicielami prawa i posiadaczami ziemskimi jest ukazana jako konflikt wymagający metod bezkompromisowych.  Z tym że Ramrod nakręcono wcześniej, a ten popularny motyw jest tu tylko zapalnikiem całej akcji. Oprócz początkowych kilku scen, gdzie mimochodem dowiadujemy się o tle wydarzeń – twórcy nawet nie próbują rozwijać wątków obyczajowych czy romantycznych jak w Pojedynku w słońcu; nie rozpieszczają nas malowniczymi scenami ze spędów jak w Rzece Czerwonej; nie wnikają w szczegóły owych interesów, ani podłoża historyczno-geograficznego (jak to robiło się w epickich obrazach typu Dwaj z Teksasu) nota bene jednej z najistotniejszych gałęzi gospodarki dzikiego zachodu. Tutaj jest już za późno na rozmyślenia, wprowadzenia czy lanie wody – stało się: wojna wybuchła. Teraz liczy się tylko to, kto przetrwa. Gorąco polecam.



4 komentarze:

Mariusz Czernic pisze...

Też to niedawno oglądałem. I zgadzam się z Twoją pozytywną opinią. Duża ilość ofiar w połączeniu z typowym dla kina noir klimatem beznadziei i postacią femme fatale składają się na unikatowy i mocny w przekazie spektakl o mrocznej naturze człowieka i dość nietypowej relacji mężczyzna-kobieta. Kobieta góruje nad słabymi facetami, którzy tak często sięgają po broń, że stracili już zdolność myślenia.

AndrzejB pisze...

Mnie urzekła przede wszystkim Veronica Lake - świetna rola i fascynująca postać. Widać, że mariaże aktorek i reżyserów mają dobry wpływ na te pierwsze. I nie chodzi mi tylko o klasyczne aktorki jak J. Jones czy V. Lake, ale i nowoczesne jak K. Winslet czy M. Jovovich ;).

Mariusz Czernic pisze...

Ciekawy pomysł na artykuł lub zestawienie - mariaże aktorek i reżyserów wraz z przykładami filmowymi. "Pojedynek w słońcu" należałoby jednak odrzucić, bo po pierwsze, ślub był w 1949, a więc po filmie, a po drugie, Selznick był producentem, a nie reżyserem :)

AndrzejB pisze...

Tak, jednak Selznick zwykle dominował i wręcz wchodził w obowiązki reżyserów w swoich filmach, a nawet ich seryjnie zwalniał lub zniechęcał. Ale faktycznie z Jones ożenił się później.Artykuł w sam raz dla Ciebie ;).

Prześlij komentarz