niedziela, 19 lutego 2017

Zdarzenie w Ox-Bow (The Ox-Bow Incident) - 1943 r.

Zdarzenie w Ox-Bow (The Ox-Bow Incident) rozgrywa się w 1885r w Montanie. Górzystym, dzikim stanie, w którym po dziś dzień polowania celebruje się bardziej niż święta. Montana bywała areną przeróżnych westernowych fabuł, bo początki eksploracji dzikiego zachodu związane są ze spływami rzeką Missouri, która w swym górnym biegu przepływa właśnie przez ten stan. Nawiązuje do tego choćby późniejsze Bezkresne Niebo Howarda Hawksa z 1952r. To także w Montanie w latach sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku odkryto złoto, a John Bozman wytyczył trasę, która połączyła Szlak Oregoński ze złotonośnymi terenami, co doprowadziło do wielu konfliktów z miejscowymi plemionami. Po wojnach z Indianami Montana stanęła otworem dla osadników. Pędzono bydło z Teksasu jak w filmie Dwaj z Teksasu Raoula Walsha, a nawet owce, o czym opowiada Montana Raya Enrighta. Ludzie związani z hodowlą i spędem bydła z czasem zaprowadzili tam szereg surowych praw, których łamanie często wiązało się ze stryczkiem. I właśnie w takich ranczersko-kowbojskich realiach rozgrywa się akcja filmu Zdarzenie w Ox-Bow.
         Film wyreżyserował William A. Wellman w 1943 r. i jest to jeden z ciekawszych klasyków tamtego okresu. Nie doceniony w czasach premiery, nieczęsto emitowany w telewizji, ale z uwagi na dramaturgię i trzymającą w napięciu akcję od początku do końca, a także świetną grę aktorską (na czele z Henrym Fondą w roli Gila Cartera) uważany przeze mnie za pozycję obowiązkową dla każdego fana dzikiego zachodu. To nie tylko film o kowbojach, ale i dramat psychologiczny podejmujący tematykę moralności w miejscach i okolicznościach, gdzie zdrowy rozsądek i cierpliwość są wystawiane na ciężką próbę. Można powiedzieć, że to po części western noir, zapożyczający klimat i pewne elementy z czarno-białych, pesymistycznych filmów lat 40'tych.
         Zdarzenie w Ox-Bow w przekazie przypomina mi film z lat pięćdziesiątych pt. Dwunastu gniewnych ludzi, w którym też grał Henry Fonda i który też był raczej kameralny. Porusza podobną tematykę o zawiłej naturze ludzkich instynktów i osądów. Tym razem mamy do czynienia z informacją o zabójstwie farmera i kradzieży jego bydła. Grupa rozwścieczonych mieszkańców, zrażonych opieszałością miejscowego aparatu sprawiedliwości, wyrusza w pościg celem zlinczowania morderców. Gdy już udaje się ich dopaść, nieznajomi twierdzą, że są niewinni. Początkowo nikt nie ma wątpliwości, że złapano morderców, a tylko jeden ze „stróżów prawa” chce doprowadzić oskarżonych przed sąd. Z biegiem czasu w linczownikach zaczynają narastać wątpliwości i grupa dzieli się na dwa przeciwstawne obozy. Nic jednak nie jest w stanie uchronić wszystkich obecnych przed tragicznymi skutkami bezmyślności, fałszywej dumy i chęci zemsty. Symbolem i zbiorem prawd na temat ludzkiej natury i wyższości prawa nad bezprawiem staje się list do żony napisany przez Donalda Martina (świetny Dana Andrews) – szefa trójki oskarżonych.
         Film Wellmana to obraz bardzo dojrzały i z pewnością wpisujący się w katalog nietypowych klasycznych westernów, które stały się wzorem dla późniejszych twórców westernów psychologicznych i antywesternów, takich jak Mann, Boeticher, Fuller czy Peckinpah. Cześć scen i ogólny przekaz to zaprzeczenie wartości promowanych przez główny nurt westernowy lat trzydziestych i czterdziestych, czyli pionierskiego patosu i patriotycznej propagandy. Wellman chwyta widza za gardło niczym szubieniczna lina i pozostawia w dyskomforcie jeszcze na długie godziny po napisach końcowych. Reżyser tym samym udowadnia swoją uniwersalność i odwagę twórczą, a sam film jest niejako "przebłyskiem jutra" czyli obszarem, w który western na pewien czas zabłąka się w przyszłości.
         To także film, w którym nie brak ciekawostek. Warto zwrócić uwagę na młodego Anthony Quinna odgrywającego rolę Juana Martineza, meksykańskiego członka pojmanej trójki. Kolejną rolą drugoplanową, na którą warto zwrócić uwagę jest stary Alva Hardwicke, grany przez Francisa Forda - brata słynnego reżysera Johna.  W tle filmu możemy usłyszeć piękną melodię wywodzącą się z tradycyjnej amerykańskiej piosenki pt. Red River Valley, której tytułem już dwa lata wcześniej nazwano western w reżyserii Josepha Kane'a. Początkowa i końcowa scena Zdarzenia w Ox-Bow to przyjazd do i wyjazd z miasteczka dwójki podróżnych, którzy – choć nie odgrywają większej roli w samych wydarzeniach - niejako stają się "ławą przysięgłych" rozegranego dramatu. Interesujący jest moment, gdy główny bohater dowiaduje się, że jego była dziewczyna została wygnana z miasteczka przez „porządne obywatelki” - mamy więc tu podobną obyczajową sytuację jak w przypadku panny Dallas z Dyliżansu. Najwidoczniej takie praktyki na dzikim zachodzie były normą. Warto też przyjrzeć się końcowym napisom, po których pojawia się komunikat o tym, że piętnaście tysięcy kin sprzedaje znaczki i obligacje wojenne, zachęcając oglądających do ich kupowania, a tym samym wsparcia walczących dzielnie na Pacyfiku amerykańskich chłopców. No w końcu był to 1943r. - środek Drugiej Wojny Światowej.

          Pozycja obowiązkowa.


0 komentarze:

Prześlij komentarz