niedziela, 23 września 2018

Raoul Walsh - ranking westernów


Ostatni rok na westernowym blogu poświęcono głównie początkowym okresom kinematografii – epoce niemej i pre-code, z wycieczkami do klasyki i nowoczesności. W przyszłym roku pójdziemy nieco do przodu, a artykuły skoncentrują się na właściwym okresie klasycznym czyli latach 40'tych i 50'tych. Zanim to jednak nastąpi pojawią się zestawienia z filmami najważniejszych twórców tego okresu, z próbą ubrania ich w garnitur rankingów. Klasyfikacja nastąpi o kryteria dzikiego zachodu i związane z tym elementy, a także westernowy charakter rozrywki.
         Na pierwszy ogień wybrałem Raoula Walsha, ponieważ najważniejszy okres twórczy tego reżysera przypada na wczesną epokę klasyczną, czyli lata 40'te. Karierę w filmie zaczynał, podobnie jak jego przyjaciel John Ford, rolą aktorską w epickim dziele Dawida Warka Griffitha pt. Narodziny Narodu z 1915r. O ile Ford zagrał tam zamaskowanego „klansmana”, o tyle Walsh dostał mówioną rolę Johna Wilkesa Bootha – aktora i sympatyka południa, który zamordował Abrahama Lincolna. Za kamerą Pan Raoul nie zdołał dorównać jakością swemu sławniejszemu koledze po fachu, ale podobnie jak on zakończył karierę westernową w połowie lat 60'tych. Westerny Walsha charakteryzowały się bardzo dużą różnorodnością i naprawdę ciężko wskazać dwa podobne do siebie. O ile trudno doszukać się w jego biografii arcydzieł na miarę Rzeki Czerwonej Hawksa czy Poszukiwaczy Forda, to jednak należy docenić fakt, że spośród kilkunastu jego westernów żaden nie jest szczególnie nieudany. Poniżej wymieniono filmy, w których Walsh wskazany jest w napisach początkowych jako reżyser. Nie ma tym samy takich pozycji jak W starej Arizonie czy San Antonio. Wydaje mi się, że w życiu obejrzałem już wszystkie dźwiękowe, A-klasowe obrazy kowbojskie Pana Raoula – jeśli jestem w błędzie, to proszę poprawcie mnie. Zapraszam do analizy rankingu jego filmów:


15. Odległe bębny (Distant Drums) – 1951r.

Western przygodowy; Western traperski.
Odległe bębny to wypadkowa między ekranizacjami Jamesa Fenimore'a Coopera, a westernami traperskimi. Walsh luźno oparł ten film o swój inny obraz pt. Operacja Birma z 1945r. Porucznik marynarki morskiej (Richard Webb) wraz z oddziałem dowodzonym przez kapitana Wyatta (Gary Cooper) biorą udział w trudnej misji wysadzenia fortu na terytorium bezwzględnych Seminolów. Cel zostaje osiągnięty, ale niespodziewany atak Indian odcina Amerykanom możliwość ucieczki statkiem. Tak zaczyna się pełna przygód przeprawa oddziału przez wrogie terytorium. Ciekawa historia dziejąca się na Florydzie została pozbawiona dobrego scenariusza, przez co film należy zaliczyć do nieudanych. Część scen jest po prostu nielogiczna, a zachowanie aktorów mało wiarygodne. Całości nie ratuje ani muzyka Maxa Steinera, ani nawet Gary Cooper, który poziomem dostosował się do reszty kadry. W wątku romantycznym między nim a uratowaną przez oddział panną o imieniu Judy (Mari Aldon) zupełnie brakuje chemii. O tym w jaki sposób na ekranie pokazano Seminolów lepiej w ogóle nie wspominać. Jedynym zaskoczeniem była scena kulminacyjna podwodnej walki na noże. To pierwszy i ostatni słaby western Raoula Walsha jaki widziałem.


14. Saskatchewan – 1954r.

Western przygodowy; Western północny (Northern Western).
Film znamionujący się pięknymi kolorowymi zdjęciami w kanadyjskich plenerach. Oficer Kanadyjskiej Konnej (Alan Ladd), wychowany przez Indian Cree ratuje z opresji pannę (Shelly Winters) o niejasnej przeszłości. W międzyczasie Siouxowie, podbudowani zwycięstwem nad Custerem, przekraczają granicę, żeby zachęcić do walki kanadyjskie plemiona. Oddział czerwonych kurtek musi przedrzeć się przez frontier, by dotrzeć do bezpiecznego fortu. Nie byłoby do czego się w tym westernie przyczepić, gdyby nie to, że jest nudny i niczym nie zaskakuje. Ladd bawi się w kanadyjskiego Old Shatterhanda, wywiązując się z tego zadania, ale nie oferując większych emocji. Jest tu sporo akcji – walki, ataków Indian, szarż kawaleryjskich, czy spływów rzekami za pomocą kanou. Choć trudno o tym filmie cokolwiek więcej napisać, mimo wszystko nadaje się do obejrzenia.


13. Strzały w Arizonie (Gun Furry) – 1953r.

Western przygodowy; Western akcji.
Film akcji nakręcony w technicolorze. Prosty, zgrabny scenariusz miał zapewnić pewien poziom emocji od początku do końca i w zasadzie tak się stało. Po Wojnie Domowej dama z Południa (Donna Reed) podróżuje do Kalifornii wraz z narzeczonym (Rock Hudson) oraz niejakim Slaytonem (Phil Carey) – bandytą, któremu panna wpada w oko. Dyliżans zostaje zatrzymany przez ludzi Slaytona, a dziewczyna porwana. Hudson rozpoczyna pościg w celu odbicia narzeczonej. Western ogląda się szybko, ale całość jest niestety nijaka podobnie jak i sam główny protagonista grany przez Hudsona. W filmie brak poważniejszego przekazu, a przeszłość poszczególnych postaci przedstawiona w kilku dialogach z początkowych scen nie nadaje im specjalnie głębi. Ten film lawiruje gdzieś na granicy A-B, choć mimo wszystko broni się znośnymi zdjęciami i wartką akcją. W drugoplanowej roli pojawia się Lee Marvin, któremu trafiła się dosyć gamoniowata postać – łotra pilnującego kobiet i dającego się im okładać krzesłami.


12. Cheyenne – 1940r.

Western detektywistyczny. Western noir.
Cheyenne znany jest też pod tytułem The Wyoming Kid (jedną z postaci jest Sundance Kid). Główny bohater to szuler, który dostaje ultimatum – ma złapać tajemniczego bandytę o pseudonimie Poeta albo pójdzie za kratki. To przykład westernu Walsha, w którym klimaty noir (wątek detektywistyczny, tajemnicza kobieta, zagadkowe listy) zagrały zdecydowanie na niekorzyść. Zabrakło też charyzmatycznego „westernowego” lidera dla kardy aktorskiej złożonej z Dennisa Morgana, Arthura Kennedy, Jane Wyman, Bruce'a Bennetta i Janis Paige. Mimo nie najgorszego scenariusza, kameralne sceny z miasteczka Cheyenne, biura kompanii przewozowej, wynajmowanych pokoi i saloonów, nie zostały odpowiednio zbilansowane akcją w otwartym terenie. Reżyser nie znalazł dobrego pomysłu na wielokrotnie powtarzający się motyw jazdy dyliżansów i napadów na nie, przez co kilka podobnych do siebie scen daje wrażenie dejawu. Film ogląda się szybko i przyjemnie, ale to nie jest ten poziom, do którego przyzwyczaił mnie Pan Raoul. Tym niemniej detektywistyczne zacięcie i relacje między głównymi bohaterami zapadają w pamięć i przypominają czasy świetności starej filmowej szkoły.


11. Odległy głos trąbki (A Distant Trumpet) – 1964r.

Western kawaleryjski.
Młody absolwent West Poin, porucznik Hazard (Troy Donahuy) zostaje wysłany do fortu na Terytorium Arizony, gdzie amerykańska armia próbuje schwytać zbuntowane oddziały Apaczów pod dowództwem wodza Wojennego Orła. Trudy życia na granicy i żołnierskie obowiązki zmieniają zarówno postrzeganie służby przez młodego oficera, jak i jego uczucia. Superprodukcja wytwórni Warner Brothers, która wydała duże pieniądze, by zapewnić wysoki poziom zarówno artystyczny jak i komercyjny. Raoul Walsh miał być gwarantem sukcesu na miarę najlepszych kawaleryjskich westernów Forda. To zamierzenie nie udało się, ponieważ w filmie nie dostajemy nic nowego, czego nie znalibyśmy z wcześniejszych produkcji. Na plus należy zaliczyć wykorzystanie aktorów indiańskiego pochodzenia i posługiwanie się rdzennymi dialektami Apaczów. Sami Indianie jednak nie byli w tym westernie niczym więcej jak kaskaderami spadającymi z koni od kul kawalerzystów. To czego nie udało się Walshowi w Odległym głosie trąbki, John Ford w tym samym roku dokonał w Jesieni Czejenów. To był ostatni film w karierze Roula Walsha.


10. Szeryf i blondynka (The Sheriff of Fractured Jaw) – 1958r.

Western komediowy.
Angielski dżentelmen (Kenneth More) przybywa do Fractured Jaw na dzikim zachodzie, żeby ratować podupadającą rodzinną firmę zbrojeniową. Nie potrafi strzelać i nie ma pojęcia o zwyczajach westernerów, a mimo to, przez splot zbiegów okoliczności, zostaje szeryfem i zyskuje opinię groźnego przeciwnika. Tym samym wpada w sam środek wojny między dwoma wrogimi ranczerami. Udaje mu się też rozkochać w sobie właścicielkę miejscowego saloonu – piękną i utalentowaną Kate (Jayne Mansfield). Film niezbyt poważny, ale znalazł się w dziesiątce najlepszych kowbojskich dzieł Walsha, bo spełnia swoje zadanie jak należy. Jest nakręcony z kunsztem; prezentuje poczucie humoru na niezłym poziomie; Mansfield rozpieszcza kilkoma nieźle zaaranżowanymi piosenkami, z czego utwór Valley of Love wykonany pośród skalistych kanionów z akompaniamentem echa w tle to majstersztyk, którego nie powstydziłaby się Marilyn Monroe.


9. Syn kaznodziei (The Lawless Breed) – 1952r.

Western biograficzny. Western psychologiczny.
Nakręcony z rozmachem, w technicolorze, będący próbą opisania historii Johna Wesa Hardina – legendarnego karciarza i zabójcy. Jednego z najbardziej śmiercionośnych rewolwerowców w historii dzikiego zachodu (zabił ponoć więcej niż 50 osób). Scenariusz oparty na autobiografii Hardina minął się jednak z prawdą historyczną, a Walsh stworzył obraz romantycznego bandyty, syna kaznodziei (świetny John McIntire), który od zawsze marzył o życiu farmera. W zabójczą pętle wciągnięty został niejako przypadkiem. Trudne relacje z purytańskim ojcem i niezrozumienie ze strony ukochanej stają się początkiem morderczej serii, zakończonej procesem i więzieniem. Widz spotyka się z Wesem w 1898r., gdy ten opuszcza więzienie i udaje się do drukarni z napisaną własnoręcznie historią swojego życia. Mimo tego, że mamy do czynienia z bajką, trzeba docenić trzy rzeczy. Kunszt reżyserski i jakość zdjęć zapewniają przyjemny seans. Spore ilości dialogów nie dają wrażenia filmu przegadanego, a wręcz przeciwnie – ciągną go do góry. I, uwaga, uwaga, Rock Hudson zagrał całkiem przyzwoitą rolę w westernie. Aha, drugoplanową, mówioną rolę dostał tu Lee Van Cleef – chyba jedna z pierwszych takich. Nie znalazłem polskiego tytułu, więc pokusiłem się o własny.


8. Silver River – 1948r.

Western tradycyjny. Western przygodowy.
Ostatni wspólny film Roula Walsha i Errola Flynna opowiada dzieje byłego oficera, który po upokarzającej degradacji postanawia dorobić się na zachodzie. Buduje srebrne imperium i żeni się z wdową po wspólniku (Ann Sheridan). Z zadziornego hazardzisty przeistacza się w potentata-bankiera, by ostatecznie stracić majątek i zaufanie bliskich, a następnie stanąć przed szansą na odkupienie. Mocne strony Silver River to ciekawy scenariusz, niezły rozmach i nietypowa scena kulminacyjna z ogromną liczbą statystów i wątkiem linczu. Do tego - jak to u Walsha bywało najczęściej – muzyką zajął się Max Stainer, który nie zawiódł. Sam Flynn momentami sprawiał wrażenie jakby myślami błądził gdzieś poza kadrem – mimo wszystko pasował do roli. Ann Sheridan i Bruce Bennett też na zadowalającym poziomie. Jednak najjaśniejszą gwiazdą jak zwykle okazał się Thomas Mitchel w roli zapijaczonego adwokata-filozofa. Więcej niż przyzwoity, energetyczny western z historią ujarzmiania amerykańskiego zachodu w tle.


7. Na granicy życia i śmierci (Along the Great Divide) – 1951r.

Western psychologiczny. Western noir.
Walsh po raz czwarty w karierze ubiera film kowbojski w pelerynę stylistyki noir. Pesymistyczna, nerwowa opowieść o praworządnym szeryfie (Kirk Douglas), który eskortuje skazanego (Walter Brenan) przez pustynię, narażając się na ataki zarówno mścicieli jak i własnych ludzi. Film, mimo przeciętnego scenariusza, zaskakuje niezłą grą aktorską, dobrym klimatem i tematyką poruszającą meandry ludzkich instynktów. Podróż przez pustynię, oprócz bycia lawirowaniem między życiem a śmiercią, stanowi alegorię zagłębiania się w bolesną przeszłość; stanowi też zalążek rodzącego się uczucia. Można tutaj dostrzec pewne symptomy późniejszego arcydzieła Anthony Manna pt. Naga ostroga. Jest to pierwsza westernowa rola Kirka Douglasa, któremu wtedy jeszcze było daleko do swego optimum z drugiej połowy lat 50'tych. Mamy tu także nietypową, świetną kreację Waltera Brenana, który w roli starego koniokrada-straceńca wypadł bardzo wiarygodnie. Jakoś mi ten western mocno zapadł w pamięci.


6. Czarny oddział (The Dark Command) – 1940r.

Western tradycyjny. Western wojenny. Western psychologiczny.
W latach 30'tych Raoul Walsh zrobił sobie przerwę na kino gangsterskie. Wrócił do westernu po dekadzie, w 1940r., filmem Czarny Oddział. Podobnie jak dziesięć lat wcześniej w Drodze olbrzymów, tak i tu w głównej roli obsadził Johna Wayne'a, a do pary przydzielił mu Claire Trevor, z którą Duke spotykał się już dwukrotnie w 1939r. na planach Dyliżansu i Powstania w Allegheny. Wayne spisał się świetnie, choć na aktorską gwiazdę numer jeden wyrósł w tym filmie Walter Pidgeon. Wcielił się on w złowieszczego kapitana partyzantki z czasów Wojny Domowej - „Willa” Quantrilla – człowieka, którego ambicje przeistoczyły z nauczyciela w dyktatora plądrującego stany Midwestu. Na wyróżnienie zasługują postacie drugoplanowe, szczególnie Roy Rogers w roli szukającego własnej tożsamości młodzieńca oraz George Hayes grający starego wygę Doca. Reżyserskie umiejętności Walsha zrodziły dynamiczny, trzymający w napięciu western, oparty na prawdziwych wydarzeniach z historii USA.


5. Droga Olbrzymów (The Big Trail) – 1930r.

Western pionierski. Western epicki.
Już w 1930r. Raul Walsh przekuł na taśmę filmową talent Johna Wayne'a, czyli niemal na dekadę przed Johnem Fordem. Co ciekawe młody Wayne nie zawiódł i stworzył wiarygodną, ciekawą kreację w tym ogromnym pionierskim przedsięwzięciu, opowiadającym losy karawany wozów osadniczych jadących z Kansas do Oregonu. Niezbyt dobrze rozpisany scenariusz, problemy z dźwiękiem i zbyt teatralne sceny z dialogami utopiły tego Titanica w oceanie kinowej rentowności. Brak też dzisiaj taśm z najlepszą wersją filmu. Powyższe problemy w żaden sposób jednak nie ujmują wartości artystycznej pionierskiego obrazu Walsha. Mimo wszystko, po tym co pozostało bez wahania można uznać Drogę olbrzymów za kamień milowy westernowej kinematografii. Sceny, w których tabor pokonywał skaliste przepaście i parł mężnie poprzez złowrogi frontier to po dziś dzień czołówka wśród tematyki osadniczej. Fabułę oparto na pierwszym epickim niemym westernie pt. Karawana w reżyserii Jamesa Cruze'a z 1923r.


4. Ścigany (Pursued) – 1947r.

Western psychologiczny. Western noir.
Główny bohater, Jeb (Robert Mitchum) jest sierotą, który wiedzie trudne życie na farmie wraz z przybranym rodzeństwem. Od dziecka ktoś próbuje go zniszczyć i młodzieniec, chcąc zacząć normalne życie musi się uporać z demonami przeszłości. Jeden z najlepszych przykładów wykorzystania stylistyki noir w filmach o dzikim zachodzie. Ścigany (Pursued) z 1947r. to odległy od formalnego kanonu western Raoula Walsha. Tutaj nie znajdziemy żadnego śladu Zane'a Grey'a, Johna Forda czy Johna Wayne'a, tylko zawiłości natury ludzkiej w stylu Zygmunta Freuda i fatum jak u Sofoklesa. Niedoceniony w swoich czasach film, jak i niedoceniona świetna kreacja Roberta Mitchum, dziś uważane są za kultowe i obowiązkowe. Martin Scorsese określił film jako pierwszy prawdziwy western noir. Z kolei Sergio Leone oddał mu hołd w swym największym dziele Pewnego razu na dzikim zachodzie, w postaci dziewczyny śpiewającej piosenkę „Danny Boy”, na podobieństwo Mitchuma w Ściganym.


3. Dwaj z Teksasu (The Tall Men) – 1955r.

Western tradycyjny. Western epicki.
Obraz spędu bydła z Teksasu do Montany, a zarazem męskiej rywalizacji między bohaterami granymi przez Clarka Gable'a i Roberta Ryana. Z westernowego punktu widzenia wyśmienita uczta w klasycznym stylu, produkowana na modłę Rzeki Czerwonej Howarda Hawks'a (producentem był jego brat William). Poziomu arcydzieła z Johnem Waynem Walshowi nie udało się tu osiągnąć, ale zdecydowanie udało mu się wpleść autorskie pomysły i wykorzystać sto procent aktorskiego potencjału. Romantyczne gierki między dwójką głównych bohaterów i panną graną przez Jane Russel nieoczekiwanie ciągną film do góry. Nie ma tu infantylnych końskich zalotów w stylu Drogi do San Juan Forda czy Wyjętego spod prawa Hughes'a, tylko dojrzała rozprawa o wyborze między bogatym, ambitnym, lecz nieukształtowanym emocjonalnie Ryanem a twardym, pewnym siebie minimalistą – Gablem. W pamięci też na długo zostaje scena, gdy bracia Clint i Col trafiają na drzewo z wisielcami, co Col kwituje słowami: „Chyba zbliżamy się do cywilizacji.” - cały Walsh.


2. Umarli w butach (They Died with Their Boots On) – 1941r.

Western kawaleryjski. Western wojenny.
Chyba najgorsza rola Anthony Quinna jaką oglądałem w życiu, a także najmniej prawdziwa spośród mi znanych wariacja na temat George Custera. A jednak film Walsha broni się po dziś dzień jak żaden inny. Tylko John Ford może pochwalić się wybitniejszymi westernami kawaleryjskimi, bo Umarli w butach mają to coś, czego szuka się w filmach o dzikim zachodzie. Najlepsza westernowa kreacja Erola Flynna wespół z dobrze mu znaną z planów filmowych Olivią de Havilland. Świetna i chyba pierwsza westernowa rola Arthura Kennedy'ego. Jedyna westernowa rola Sydneya Greenstreeta. Jak zawsze przekonująca Hattie McDaniel. Do tego dudniące w uszach wagnerowskie partytury mistrza Maxa Steinera. Energetyczny scenariusz Aeneaasa MacKenzie i Wally'ego Kline'a. Wyczucie i kunszt reżyserski Walsha, który kontynuował tematykę historyczno-wojskową zapoczątkowaną westernem Czarny Oddział. Ten film to romantyczna, lekko przerysowana i podszyta nienachalnym poczuciem humoru opowieść o słynnym dowódcy, od czasów, gdy wstąpił do West Point, poprzez heroiczne wyczyny w trakcie Wojny Domowej, aż po dramatyczną porażkę i śmierć nad rzeką Little Bighorn. Porażkę, o którą jednak reżyser nie miał odwagi go oskarżyć. Łakomy kąsek zarówno dla historyków jak i krytyków. Jest tu o czym pisać.


1. Terytorium Colorado (Colorado Territory) – 1949r.

Western psychologiczny; Western noir.
Dla mnie arcydzieło. Historia inspirowana gangsterską superprodukcją tego samego reżysera z 1941r. pt. High Sierra. Motyw ukazania w przychylnym świetlne bandyty chcącego rozstać się z niechlubną profesją. Bohaterowi granemu przez Joela McCrea przed złodziejską emeryturą zostaje jeszcze ostatni skok. Nie wszystko jednak idzie tak, jak powinno. Walsh umiejętnie łączy w tym westernie kino akcji z rozprawą na temat poświęcenia i zaufania, no i wiadome – miłości. Scena kulminacyjna, rozgrywająca się pośród skalistych plenerów to wizualny majstersztyk, podobnie jak gra Joela McCrea. McCrea należał do aktorów, którzy najwiarygodniej oddawali ducha westernerów i w tym filmie niewątpliwie to udowodnił. Jako dodatkowy plus należy zaliczyć mroczne wątki romantyczne, z elementami miłości fatalnej, która w połączeniu z życiem poza prawem zwykle prowadzi do nieuniknionej tragedii. Ode mnie medal za przekaz, zgrabną fabułę i mistrzowskie zakończenie. To jeden z najbardziej pesymistycznych westernów epoki klasycznej.


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Świetne zestawienie, oglądałem tylko pozycje 3,4,5 więc trochę muszę nadrobić:)

AndrzejB pisze...

Oj, to śmiało możesz sięgać po filmy Walsha, bez obawy, że się rozczarujesz - nawet Ci trochę zazdroszczę, że tyle wspaniałości jeszcze przed tobą ;)

Prześlij komentarz