sobota, 3 czerwca 2017

Przedsionek Piekła (Purgatory) - 1999r.

W ostatnich dekadach pojawiło się sporo filmów będących hybrydami westernu i fantastyki. Najbardziej naturalnym dla gatunku nurtem fantastyki jest Wird West czerpiący z wiktoriańskiego steampunku, co mogliśmy obserwować np. w filmach Powrót do przyszłości 3 Roberta Zemeckisa, Bardzo dziki zachód Barry Sonnenfelda czy Jonah Hex Jimmy Haywarda. Są też filmy skręcające klimatem w stronę sci-fi jak Kowboje i obcy Jona Favreau; mrocznego fantasy jak Dead in Tombston Roela Reine czy nawet horroru jak choćby Bone Tomahawk S. Craiga Zahlera. Ale są też westerny nie hybrydowe, w których elementy metafizyki stanowią ważny, symboliczny czynnik. Warto tutaj wymienić Niesamowitego jeźdźca Clinta Estwooda czy Krew za krew Davida von Anckena. Nie da się ukryć, że dziki zachód ma zarówno własną „mitologię” opartą na legendarnych bohaterach, jak i  magiczną nutę wywodzącą się z połączenia obrzędów indiańskich, przesądów białych osadników i rozmaitych interpretacji pisma świętego. I ten fantastyczny czynnik pełni ważną funkcję także w westernie Przedsionek Piekła (Purgatory) z 1999r. w reżyserii Uli Edela.
                Film jest o tyle ciekawy, że w oryginalny sposób odświeża historie o bohaterach zachodu takich jak Doc Holliday, Billy Kid, Jesse James czy Dziki Bill Hickok. Historie, umówmy się, mocno wyeksploatowane na przestrzeni ostatnich stu lat kinematografii. To trudne zadanie udało się Uli Edelowi właśnie dzięki wprowadzeniu wątku fantastycznego, o którym jednak nie powiem zbyt wiele, żeby osobom nie znającym jeszcze tego filmu nie psuć zabawy.
                Głównym bohaterem jest młody kowboj Sonny (Brad Rowe) – miłośnik tanich powieści o legendarnych bohaterach zachodu. Pewnego dnia wraz z bandą rewolwerowców napada na bank, jednak niespodziewane pojawienie się oddziału kawalerii sprawia, że plany bandytów biorą w łeb. Wywiązuje się seria strzelanin i pościg, podczas którego uciekinierzy gubią się w burzy piaskowej. Trafiają do dziwnego miasteczka o nazwie Przystań, gdzie szeryf (bardzo dobry Sam Shepard) i mieszkańcy udzielają im schronienia i pomocy. Kowboje ze zdziwieniem i zadowoleniem przyjmują do wiadomości fakt, że miejscowi nie noszą broni – nie są tym samym w stanie im realnie zagrozić. W międzyczasie Sonny dostrzega dziwne podobieństwo niektórych mieszkańców do postaci z  rodzinnych stron i dawnych czasów. Gdy coraz śmielsze i bardziej agresywne zachowanie przyjezdnych doprowadza do serii niewyjaśnionych zdarzeń, młody bohater musi wybierać, po czyjej stronie stanąć w nieuchronnym konflikcie.

                Mocną stroną filmu jest ciekawa i trzymająca w napięciu fabuła, w której dominuje atmosfera niedopowiedzenia. Od początku towarzyszy przeczucie, że w przedstawionym uniwersum coś nie gra, o czym ostatecznie przekonujemy się poprzez szereg dziwnych zdarzeń, a zarazem zwrotów akcji. Bohaterowie mają podobne poczucie, ale większość z nich je bagatelizuje. Najbystrzejszym obserwatorem okazuje się niedoceniany i wykorzystywany przez innych żółtodziób, który dzięki dobremu wychowaniu i właściwym wyborom zdobywa serce pięknej Rose (Amelia Heinle), a ostatecznie otrzymuje szansę na odkupienie win.
                Kolejną mocną stroną filmu jest udany dobór aktorów. W roli szefa bandy Blackjacka Brittona świetnie sprawdził się Eric Roberts i on mi się tu chyba najbardziej podobał. Świetny był też wspomniany wyżej Sam Shepard grający szeryfa Forresta. Nieźle wypadli grający Sonnego Brad Rowe, ale i Donnie Wahlberg w roli  zastępcy szeryfa imieniem Glen, a także Peter Stormare wcielający się w prawą rękę herszta bandy – Cavina Guthire. Dobór reszty obsady też nie budził u mnie żadnych wątpliwości, choć należy podkreślić, że pośród kadry zabrakło charyzmatycznych aktorów o szerzej rozpoznawalnych nazwiskach, co mogłoby mieć korzystny wpływ na promocję filmu i zwiększenie jego popularności.

A tak, całkiem oryginalny i nienagannie nakręcony western w swoich czasach nie przedarł się do świadomości kinomaniaków i zaginął pośród ciekawszych i lepiej promowanych propozycji filmowych. No, w każdym razie ja go zupełnie przegapiłem. Najwyższy czas tę zaległość nadrobić i sięgnąć po Przedsionek piekła. Szczególnie, że kilka lat temu udało mi się go kupić, gdy znalazł się jako nr 15 w Wielkiej Kolekcji Westernów wydanej na DVD wraz z małą książką. I pewnie stałby zapakowany w folię na półce kolejnych kilka lat, gdyby nie fakt, że jeden z obserwatorów bloga przypadkowo zapytał o scenę z tego filmu, której zupełnie nie kojarzyłem. Na szczęście inny fan westernów podpowiedział, że to właśnie z Purgatory. I teraz z dedykacją dla nich obu – polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz