Poniższa notka dotyczy zachowanych
po dziś dzień filmów i pewnie wyglądałaby trochę inaczej, gdyby
dało się obejrzeć wszystkie możliwe westerny z tamtego okresu.
Niestety część obrazów została na zawsze utracona – szkoda.
Na przełomie pierwszej
i drugiej dekady dwudziestego wieku David Wark Griffith zaliczył
poważną przygodę z różnymi rodzajami westernów. Można
powiedzieć, że był prekursorem filmów o dzikim zachodzie w takiej
formie, jaką uprawiali jego następcy epoki kina niemego.
Zapoczątkował między innymi western pionierski, czego dowodem są
dwa dzieła: nakręcony podczas kalifornijskiej podróży studia
Biograph film Ostatnia kropla wody (The last drop of water)
z 1911r., a także epicka Masakra (The Massacre) z
1912r., która z kolei należy też do pierwszych porządnych
westernów kawaleryjskich.
Jego
indiańskie obrazy jak Zmierzch Czerwonoskórych
(The Red Man's View) i
The Mended Lute
z 1909r., oraz Ramona z 1910r., a także Indiańscy bracia (The Indian
Brothers)
z 1911r. stanowiły silną konkurencję dla tworzącego równolegle
mistrza niemego antywesternu – aktora a później reżysera -
Jamesa Young Deera z wytwórni Pathe. Filmy Young Deera i jego żony
Lillian St. Cyr, czyli rdzennych mieszkańców Ameryki, można
rozpatrywać jako bardziej wiarygodne (Indian zwykle grali tam
prawdziwi Indianie). Ponadto ich obrazy podejmowały tematykę podziałów rasowych i przedstawiały typowo indiański
punkt widzenia. Tymczasem obrazy Griffitha, ukazujące bardziej
narodowy punkt widzenia, charakteryzowały się większą dramaturgią
i rozmachem, ale też odwagą w pokazywaniu niepoprawnych politycznie
scen. Bohaterowie u Young Deera poruszali się zwykle na piechotę; u
Griffitha obserwujemy setki statystów, dziesiątki koni, wozy i
mnóstwo ambitnej scenografii. Na dodatek od Pana Davida zachowało
się kilkadziesiąt filmów z tamtego okresu – Jamesa Young Deera
ledwie kilkanaście minut różnych materiałów.
Wracając
do tematyki wojskowej. Oprócz wyżej wymienionej Masakry,
w której D.W.G. połączył doświadczenia westernu pionierskiego z
kawaleryjskim, należy wymienić trzy jego filmy z przełomowego
1911r. Bitwa (The Battle) i Swords and hearts
to dramaty wojenne, koncentrujące się na wątkach z Wojny
Secesyjnej. Trzeci, czyli Żołnierska krew
(Fighting blood),
to już typowy westerny kawaleryjski. Ten film wybrałem też na
temat przewodni notki, bo choć nie jest najambitniejszym westernem
omawianego okresu, to jednak bardzo charakterystycznym i moim
ulubionym.
Akcja toczy się kilka lat po zakończeniu Wojny Domowej. Pewien
stary weteran (George Nichols) mieszka z liczną rodziną gdzieś na
terytorium Dakoty. Nie mogąc wyzbyć się dawnych nawyków,
musztruje i szkoli w sztuce wojennej gromadkę dzieci, tworząc z
nich małą, domową armię. Tylko najstarszy syn (świetny Robert
Harron), znudzony naukami ojca i nęcony uczuciem do dziewczyny
(Florence La Badie), przejawia oznaki niesubordynacji, przez co
popada w konflikt z seniorem i zostaje wygnany z domu. Tymczasem
miejscowy szczep Siuksów wchodzi na ścieżkę wojenną i rusza do
ataku na Białych. Osadnicy, zepchnięci w mury domu i zmuszeni do
rozpaczliwej obrony, stają oko w oko ze śmiercią. Najstarszy syn
przedziera się przez zastępy Indian i rusza, by sprowadzić na
pomoc stacjonujący nieopodal oddział kawalerii.
Florence La Badie |
No
właśnie - westerny dziejące się w północnej części Wielkich
Równin były w epoce kina niemego bardzo popularne. Dlaczego? Bo
Siuksowie zapisali się w historii USA najmocniejszą czcionką. Na
początku dwudziestego wieku w świadomości Amerykanów ciągle
dudniły echa Little Bighorn i Wounded Knee; część świadków
tamtych bitew (czy też masakr lub ludobójstw – jak podnoszą
potomkowie Lakotów w przypadku Wounded Knee) wciąż żyła. Tę
część zachodu na miejsce fabuł upodobali sobie nie tylko Griffith
i Young Deer (Poświęcenie Białego Jelenia),
ale też John Ford (Trzech złych ludzi
i fragmenty Żelaznego konia).
Tak
więc w Żołnierskiej krwi
mamy wszystko, z czego słynęły czasy powstań Siuksów –
niesławny taniec ducha; wodzów w gęstych pióropuszach; świetnie
zorganizowane grupy osadników; oddziały kawalerii patrolujące
pogranicze. Jest ta podręcznikowa militaryzacja uniwersum, którą
pamiętamy z późniejszych arcydzieł Forda. Ale to nie wszystko –
są też mocne niespodzianki. Na przykład w Masakrze
Griffitha znajdziemy naturalistyczne przebitki martwych indiańskich
dzieci i kobiet rozrzuconych po polu bitwy – sceny, których nie
uraczymy nawet w Poszukiwaczach
czy Jesieni Czejenów;
dopiero w czasach Niebieskiego Żołnierza i Małego Wielkiego Człowieka,
czyli głębokiej rewizji.
Fighting
blood
to film gdzie atuty zdecydowanie dominują nad wadami. Jedyne do
czego mogę się przyczepić to słabość obrazu. Ten
stusześcioletni western nie zachował się w idealnej jakości i
momentami brakuje ostrości. Cała reszta to majstersztyk, począwszy
od fabuły, poprzez grę zarówno dorosłych jak i najmłodszych
(kilkuletnich) aktorów, aż po przyciągające wzrok zabiegi
kinematrograficzne, którymi Griffith zadziwiał w każdym kolejnym
swoim filmie. W ramach ciekawostki dodam, że D.W.G w innym westernie
z 1911r. pt. Telegrafiskta z Lonedale (The
Lonedale Operator),
w kulminacyjnym momencie filmu prowadził akcję jednocześnie w
trzech różnych lokalizacjach, albo np. robił mocne zbliżenie na
suwmiarkę – która służyła bohaterce za atrapę pistoletu.
Novum.
W
drugiej połowie lat 40'tych John Ford wywindował western żołnierski
do rangi mistrzostwa. Na kanwie sukcesów Trylogii
kawaleryjskiej powstały podobne obrazy, a swoich sił w
wojskowych westernach próbowali Delmar Daves (Złamana strzała
z 1950r.), John Sturges (Ucieczka z Fortu Bravo z
1953r.), Charles Marquis Warren (Little Big Horn z
1951r, Grot strzały z 1953r.), George Sherman
(Komancze z 1956r.) i wielu innych. Tym niemniej geneza
omawianego podgatunku sięga początków kina, a jego pierwszym
mistrzem był nie kto inny jak David Wark Griffith. Polecam, a poniżej wklejam linka do filmu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz