Synowie
Prerii (Tumbleweeds) - 1925r.
Produkcja - William S.
Hart (Reżyseria – King Baggot);
Czy to nie ciekawe, że
jeden z najwspanialszych westernów kina niemego Synowie Prerii
(Tumbleweeds) to zarazem ostatni film w długiej i owocnej
karierze Williama Harta? Warto obejrzeć, oprócz tej z 1925r.,
wersję z 1939r., z dograną wzruszającą przedmową Harta, w której
już jako 75'latek opowiada o swoich odczuciach związanych z
kręceniem filmów.
Nigdzie nie znalazłem
tłumaczenia tytułu Tumbleweeds,
więc postanowiłem to zrobić samemu. Tumbleweeds to takie
krzaczki na prerii, zwane potocznie w polskim języku słowem
biegacze, ale zostawiamy
dosłowne tłumaczenia. Tytuł można byłoby przetłumaczyć
jako Kowboje, bo właśnie słowem tumbleweeds
określano panów przeganiających bydło wzdłuż frontieru.
Nie oddawałby to jednak ducha filmu, a poza tym jest już taki
western z J. Waynem. Tumbleweeds to mężczyźni odłączeni
od rodzin, zwykle w bardzo młodym wieku, przemierzający puste
pogranicze, niczym te samotne kępki trawy oderwane od korzeni i
niesione przez wiatr. Tacy właśnie synowie prerii.
Synowie Prerii są
na swój sposób dziełem wyjątkowym – zrównoważonym,
nowatorskim i uniwersalnym. Podejmują tematykę kowbojstwa, jako
stylu życia mężczyzn pogranicza i zderzenia ich z nadchodzącą
cywilizacją. To, co w pierwszych dekadach westernu najbardziej
ciekawiło widzów. Główny bohater filmu, Don Carver (wyśmienity
William Hart), zakochuje się w młodej dziewczynie o imieniu Molly
Lassiter (niezła Barbara Bedford) i postanawia zapuścić korzenie.
Nadarza się okazja, bo na terytorium Oklahomy ogłoszono wyścig po
ziemie należące wcześniej do Indian Cherokee. No i właśnie, w
filmie pojawia się historyczny wątek wyścigu po ziemie (tzw. land
rush). Później wielokrotnie wykorzystywany w hollywoodzkich
produkcjach: vide Cimarron
Wesley’a Rugglesa z 1931r. (też wersja w reżyserii Anthony Manna
z 1960r), Za horyzontem (Far
and Away) Rona Howarda z 1992r., no i w nieco innym
kontekście w Trzech złych
ludziach (3 Bad Men)
Johna Forda z 1926r.
No i jeszcze kilka słów
o głównych aktorach – William Hart i Lucien Littlefield zagrali
niezapomniane role. Carver to typowy
ramrod –
doświadczony szef, twardy, o solidnym kręgosłupie moralnym i
zdolnościach interpersonalnych. Z kolei Kentucky to dziecko prerii –
kowboj z krwi i kości – umorusany brudem, prosty i szczery do
bólu, wychodząc do ludzi nieco fajtłapowaty. Trochę
przypominający kaprala Casey z Żelaznego Konia (Iron Horse)
Johna Forda z 1924r. Jak to zwykle u takich gości bywa niepewnie
czują się w towarzystwie kobiet. Błyskawicznie pakują się w
kłopoty i dają we znaki lokalnym szwarccharakterom. Zarówno
fabularnie jak i aktorsko obaj panowie perfekcyjnie się uzupełniają:
bawią i wzruszają.
Trzech
złych ludzi (3 Bad Men) - 1926r.
Reżyseria – John Ford;
No
właśnie - na temat podwójnego artykułu z premedytacją wybrałem
Tumbleweeds i 3 Bad Men,
bo ten drugi film to dobry przykład podpatrywania kolegów po fachu.
Jeśli ktoś jeszcze do kompletu wcześniej odświeży The Covered
Wagon
z 1923r. Jamesa Cruze'a, to już zupełnie będzie mógł
oglądać dzieło Forda, raz za razem wyłapując sceny, motywy i
cechy postaci zapożyczone z wcześniejszych westernów. W Trzech
Złych Ludziach Ford opowiada o wędrówce osadników,
nęconych odkrytym przez Custera złotem w Black Hills. Wiele scen,
szczególnie tych z kawalkadą wozów, dorównuje rozmachem
Karawanie.
Reżyser odchodzi od przypinania bohaterom oczywistej symboliki.
Odwraca wizerunek dobrych i złych, tych pierwszych ubierając w
stroje szajki zbirów, a drugich w eleganckie garnitury i cynowe
gwiazdy. Robił to już częściowo w Żelaznym
Koniu. Podobne zabiegi działy się u innych, równoległych
twórców. Np. w filmie z Tomem Mixem Napad
na K&A ekspres (The
Great K&A Train
Robbery) z 1926r. zło też czaiło się za fasadą
elegancji i perfum.
Do tego znów dochodzi
kwestia wyścigu po ziemię, której Ford jakby troszkę pozazdrościł
Williamowi Hartowi. W Synach prerii to było coś
spektakularnego, ale przede wszystkim symbolicznego. Miało
fascynować i wzruszać. Patrzcie – mówił Hart – tu gdzie
jeszcze dekadę temu wiatr przeganiał krzaki, a rządy sprawowali
dumni Indianie, teraz zjechał cały przekrój społecznych warstw,
by stoczyć „uczciwą” grę i stać się protoplastami nowej
społeczności. A biedni synowie prerii albo się do tego
przyzwyczają albo odejdą w zapomnienie. U Forda to jest klasyczna
gorączka złota. Ludziska próbują się oszwabić wszelkimi
możliwymi metodami, a gdy pada symboliczny wystrzał z armaty –
ruszają na bój jak gladiatorzy. Wozy się przewracają, konie
wzajemnie tratują, a dzieci wypadają z rąk matkom.
W krótkiej notce nie
sposób napisać o wszystkim. Warto jednak zwrócić uwagę na
przyjemną grę aktorów, z których najlepiej wypada Tom Santschi.
Jego postać to „Bull” Stanley – szef tytułowej trójki
złoczyńców, która dołącza do karawany. Panowie są świadkami
napaści koniokradów na jeden z wozów, gdzie ginie jego właściciel
– osadnik Carlton. Ratują córkę zabitego - Lee (niezła Olive
Borden). Z czasem zaczynają ją traktować jak własne dziecko,
zmieniając nieco podejście do życia. Kolejnym wartym wymienienia
aktorem jest George O’Brien grający młodego kowboja Dana. Ten
młodzieniec świetnie sprawdził się już w fordowskim Żelaznym
Koniu. W Trzech złych ludziach znów dostał szansę i zagrał
świetnie. Do czasów Johna Wayne'a nikt tak dobrze nie wkomponował
się w filozofię fordowskiego protagonisty. Także John F. McDonald
znany z nieco infantylnej roli majstra w Żelaznym
Koniu, tutaj moim zdaniem wypada dużo ciekawiej, choć z
typową dla siebie pozą „poczciwego, umorusanego brudem chłopa”.
Dwie świetne historie
opowiedziane przez dwóch świetnych twórców – gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz